środa, 5 stycznia 2011

Naturalne Planowanie Rodziny w propagandzie socjalistycznej cd

Mikołaj Kozakiewicz w książce „O miłości prawie wszystko” umieszcza wzmiankę na temat metody Ogino – Knaussa (kalendarzowej), pisząc, że niektórzy wierzący katolicy jedynie tę metodę uznają. Według Kozakiewicza metoda ta polega na unikaniu stosunków w okresie hipotetycznej płodności kobiety, co ma miejsce 4 dni przed i 4 dni po środkowym dniu cyklu. Dowiadujemy się, że ostatnio metoda ta została wzbogacona o pomiar ciepłoty ciała kobiety, którego dokonuje ona rano po przebudzeniu się. Temperatura w okresie jajeczkowania jest podwyższona o parę kresek, dlatego też metodę określa się mianem „termicznej”. W sposób pewny może być ona stosowana tylko przez kobiety o bardzo regularnym rytmie miesiączkowym. Ogólnie metoda kalendarzowa, nawet połączona z termiczną stanowi bardzo słabą alternatywę dla antykoncepcji „pewnej”, jednakże autor zaleca jej stosowanie tym, którzy ze względów moralnych bądź religijnych nie chcą stosować metod „pewnych”. Przesłanie autora jest bardzo czytelne, zresztą bynajmniej nie stara się on wcale tego przesłania ukrywać. Antykoncepcję w formie jakiejkolwiek powinien bezwzględnie stosować każdy człowiek, ponieważ „wszystkich obowiązuje sama zasada odpowiedzialności za przypadkowe zapłodnienie i zapobiegania niepożądanej ciąży”. Autor nie pyta, czy w równym stopniu wszystkich obowiązuje zasada odpowiedzialności za podejmowanie przypadkowego współżycia seksualnego, tak, jakby to była kwestia zjedzenia kromki chleba. Autor chyba zakłada, że współżycie podejmuje każdy w zależności od tego, kiedy mu przyjdzie nań ochota i jedyną kwestią pozostającą do rozwiązania jest sprawa „przypadkowego zapłodnienia”. O ile więc dobór środka antykoncepcyjnego można ewentualnie pozostawić ludziom, aby mogli to uczynić w zgodzie z własnymi przekonaniami i w domyśle – religijnymi wierzeniami, o tyle już nie należy pozostawiać im wyboru co do samego faktu konieczności unikania za wszelka cenę poczęcia nowego życia, tym bardziej, że jak z góry zakłada autor, nie jest ono przez nich „ chciane”.[1]

Ten sam autor w książce Zanim staniecie się kobietami poucza młode dziewczęta, że jakkolwiek mają jeszcze czas na rozpoczęcie życia płciowego, to jednak warto, aby już teraz wiedziały co nieco na temat możliwości świadomego planowania swego macierzyństwa . Zdaniem autora człowiek w ogóle powinien wszystko w swoim życiu planować, zaś już dziedzina jego życia intymnego w szczególności powinna być temuż planowaniu poddana. Wynika to z faktu, że „życie płciowe ludzi toczy się w rozmiarach znacznie przekraczających potrzeby zapłodnienia”[2]. Z tego też powodu medycyna, jakby wychodząc naprzeciw odwiecznej tęsknocie ludzkiej za możliwością planowania liczby potomstwa, od dawna starała się człowiekowi dostarczyć pewnych środków zapobiegania ciąży. Możemy się zastanawiać, od kiedy powołaniem medycyny jest zaspakajanie ludzkich pragnień i zachcianek, gdyż jak dotąd i obecnie jeszcze znakomita większość kojarzy medycynę, zresztą słusznie, z odpowiedzialnością za ludzkie zdrowie i życie. Kiedy więc nadejdzie dla młodych dziewcząt odpowiednia pora (kiedy? Jak pojawi się w ich życiu Roman Polański z ofertą lansowania?), dowiedzą się one ze specjalistycznych broszur opracowanych przez TRR szczegółowych instrukcji dotyczących planowania ich macierzyństwa. Zanim to jednak nastąpi, autor wymienia, że wśród różnych sposobów planowania jest także możliwość powstrzymywania się od stosunków płciowych w dniach, kiedy kobieta jest płodna. Od razu zaznacza, że jest z tym pewien problem, bo jakkolwiek w cyklu trwającym 28 dni są zaledwie dwa takie dni, kiedy może dojść do zapłodnienia, to jednak nie wiadomo dokładnie, o które z nich chodzi. Z tego też powodu lekarze zalecają przedłużać okres wstrzemięźliwości do ośmiu dni – czterech dni przed i czterech dni po przypuszczalnym okresie jajeczkowania. Chodzi tu o kalendarz małżeński, który jest metodą zawodną. Zawodność jego bierze się zaś stąd, że w cyklu miesiączkowym tej samej kobiety zachodzą na skutek przeżyć psychicznych, chorób, przemęczenia itp. poważne wahania czasowe w regularności występowania owulacji. Tu mamy dalszy opis dotyczący szczegółów fizjologii kobiety, po czym następuje przykładowy kalendarz, obejmujący cykle o długości od 21 do 33 dni. Z opisu tego niewiele wynika i zainteresowana czytelniczka na jego podstawie raczej nie dowie się żadnych szczegółów dotyczących tego, jak konkretnie opisaną metodę zastosować w praktyce. Następnie autor wymienia grupy kobiet, które w ogóle nie powinny liczyć na skuteczność tej metody. Są to jego zdaniem: dziewczęta bardzo młode, które niedawno zaczęły miesiączkowanie; kobiety, które przebyły poród lub poronienie – do czasu pełnego uregulowania się ich cyklu miesiączkowego; kobiety przystępujące do stosunku w stanie niezwykle silnego podniecenia seksualnego, co może mieć miejsce w przypadku powrotu męża po długiej nieobecności lub stosunku z innym mężczyzną – w domyśle – nie będącym mężem kobiety zamężnej. U takiej kobiety zapłodnienie może nastąpić tuż po miesiączce lub bezpośrednio przed nią. Zastanówmy się, w jaki sposób należy zinterpretować takie niezwykłe zjawisko, które w rzeczywistości w ogóle nie występuje, nie ma bowiem możliwości wystąpienia dodatkowej owulacji w czasie jednego cyklu. Zastanawiać może, co autor próbuje zasugerować kobiecie, przedstawiając jej to zagadnienie w taki, fałszywy niestety sposób. Czy nie powinna ona podejmować współżycia w stanie podniecenia, czy też leczyć oziębłość płciową za pomocą zdrady małżeńskiej?

Dalej autor wymienia sposoby pomocnicze określania momentu jajeczkowania. Są to nieznaczne bóle w środku cyklu i mierzenie temperatury. Najważniejsze natomiast jest, co kobieta powinna przedsięwziąć, zanim zacznie polegać na metodzie kalendarzowej. Przez osiem miesięcy powinna ona prowadzić skrupulatne obserwacje, których celem jest ustalenie regularności cyklu. Mimo przedsięwzięcia wszelkich możliwych środków ostrożności, żadna kobieta nie może do końca zaufać metodzie kalendarzowej i powinna traktować ją jedynie jako pomocniczą czy uzupełniającą metodę antykoncepcyjną do innych metod antykoncepcyjnych tj. kremy plemnikobójcze, krążki, pesary, prezerwatywy, globulki plemnikobójcze (zet ?), dopochwowe tabletki antykoncepcyjne.[3] M. Kozakiewicz mówiąc o tym, iż metoda kalendarzowa nie nadaje się do stosowania przez bardzo młode dziewczęta, które niedawno zaczęły miesiączkowanie, również nie podejmuje w sposób jasny i wyraźny kwestii, czy dziewczęta te powinny w ogóle podejmować współżycie płciowe. Z lektury wynika, że w zasadzie nie powinny, ale gdyby jednak miały taką potrzebę, to lepiej, aby wiedziały, jak się zabezpieczyć przed niechcianą ciążą. Niechciana ciąża jest jedynym problemem i jedyną przeszkodą stojącą na drodze do podjęcia współżycia płciowego nawet przez bardzo młode dziewczęta. Trochę to smutne, że całe zagadnienie rozpatrywane jest jedynie w takich kategoriach i perspektywie zawężonej do granic możliwości.



[1] Por. M. Kozakiewicz, O miłości prawie wszystko wyd. IV, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa

1988, s. 62.

[2]. M. Kozakiewicz, Zanim staniecie się kobietami, Towarzystwo Planowania Rodziny, Warszawa 1977, s.

92.



[3] Por. M. Kozakiewicz, Zanim staniecie się kobietami, Towarzystwo Planowania Rodziny, Warszawa 1977, s.

92 – 95.

1 komentarz:

  1. W czasach, gdy wydano te książki, juz istniały metody objawowo-termiczne, ale tacy autorzy woleli ich nie zauważać.
    Dzisiaj również można spotkać podobne apele ze strony oświeconych lekarzy:
    - Temu kto chce stosować metody naturalne, zalecam PRZYNAJMNIEJ stosowanie prezerwatyw.
    "Samo Zdrowie" 07/2011 gin. Tulimowska w wywiadzie na temat antykoncepcji.
    Ciekawe, skąd wziął się ten dziwny sposób zdefiniowania zasad kalendarzyka z dzieleniem cyklu na pół. On z metodą Ogina-Knausa nie nic wspólnego, ale jest przytaczany również dziś, np. w dodatku o antykoncepcji w "Claudii" gin. Dynowski.

    OdpowiedzUsuń