W „dziele”, które możemy uznać chyba za swego rodzaju klasykę w swej dziedzinie, a mam na myśli „Sztukę kochania” dr Michaliny Wisłockiej, znajdujemy we wstępie do rozdziału Metody zapobiegania ciąży informacje o tym, iż antykoncepcja znana jest od tysięcy lat i stosowana przez wszystkie ludy i narody na ziemi. Tu wyszczególnione są niektóre sposoby, stosowane m.in. w starożytnym Rzymie czy Grecji. Dla pani Wisłockiej jest rzeczą oczywistą, że antykoncepcję stosować trzeba, gdyż w przeciwnym razie małżonkowie mieliby po kilkanaścioro, a nawet więcej dzieci. Ponieważ rzadko spotyka się tak liczne rodziny, toteż od razu wiadomo, iż dzieje się to za przyczyną dobroczynnego wpływu metod antykoncepcyjnych. W roku 1985, kiedy to została wydana książka o której mowa, drugim pod względem popularności sposobem zapobiegania niechcianej ciąży był kalendarz małżeński. Dr Wisłocka nie omieszkała zaznaczyć, że jest to metoda rozpowszechniana przez Kościół katolicki i że jest ona dozwolona dla jego wyznawców i ten fakt w jakiś sposób usprawiedliwiać może popularność tej metody. Dalej mamy jej opis, niestety trudno opis ten uznać za rzetelny i w pełni odzwierciedlający stan faktyczny, co być może jest skutkiem tego (w co wątpię szczerze), że w tym czasie wiedza na temat fizjologii ciała kobiety była na takim właśnie poziomie. Dla nas ustalenie przyczyn nierzetelności zawartej w opisie fizjologii kobiety jest ważne, ponieważ wskaże nam intencję, z jaką Wisłocka przystąpiła do takiego przedstawienia metody kalendarzowej. Na pierwszy rzut oka wydaje się jednak, że z jakiegoś powodu celowo próbowała ona odwieść czytelników od jej stosowania. W zagadnieniu tym chodzi m.in. o czas żywotności komórki jajowej, który wg podanej w książce informacji wynosi ok. 4 – 5 dni, podczas gdy faktycznie jest to maksymalnie jedna doba. Już przed II wojną światową znani badacze K. Ogino i H. Knaus ustalili, że komórka jajowa osiąga zdolność do jej zapłodnienia w czasie od 24 do 48 godz., wobec czego trudno posądzić dr Wisłocką o rzetelność i wiarygodność w takim sposobie przedstawienia faktów dotyczących płodności kobiety. Inną nieścisłością, jaka znalazła miejsce w wymienionej publikacji, jest informacja, jakoby według badań Ogino – Knausa jajeczkowanie następowało w połowie cyklu. Prawdą jest natomiast, że ogłosili oni, iż występuje ono 15 dni przed wystąpieniem miesiączki. Biorąc pod uwagę duże różnice, jakie mają miejsce w przypadku długości cyklu u poszczególnych kobiet, jest to duża nieścisłość, a nawet poważny błąd. Wisłocka pisze, że ona sama prowadziła badania eytohormonalne i w ich wyniku stwierdziła, że na sześćset prawidłowych cykli miesiączkowych badanych pacjentek u jednej trzeciej owulacje występowały w pierwszej dekadzie, u jednej trzeciej w środkowej dekadzie i u jednej trzeciej — w ostatniej dekadzie cyklu. Wydawać się może, że albo nie były to jednak cykle prawidłowe, albo nie było żadnych badań prowadzonych przez dr Wisłocką. Wyniki te wydają się bowiem wręcz nieprawdopodobne, jednakże przedstawienie metody kalendarzowej w takim świetle ewidentnie wydaje się wskazywać na fakt, iż jest ona całkowicie bezużyteczna.
Wprawdzie znajdujemy w publikacji pewną receptę na podniesienie skuteczności metody kalendarzowej i jest nią mierzenie temperatury przez co najmniej trzy miesiące oraz robienie odpowiedniego wykresu na kartce w kratkę, gdzie w linii poziomej każda kratka określa dzień cyklu, zaś każda kratka w linii pionowej odpowiada jednej kresce temperatury. Wyjaśnienie jak najbardziej wyczerpujące, poparte ilustracją, na której widać kartkę w kratkę, a na niej jakieś linie. W zawiązku z tym, każdy kto jest zainteresowany tą metodą, może ją dowolnie zastosować, ale mimo wszystko lepiej tego nie robić, gdyż, jak z dalszej części dowiadujemy się, długoterminowe stosowanie tej metody powoduje wystąpienie oziębłości płciowej u kobiety. Jest to spowodowane tym, że jak wskazuje sama metoda, współżycie może odbywać się jedynie w dniach, kiedy kobieta nie jest płodna, a przypadkiem (czyżby?) właśnie w tych dniach występuje największa pobudliwość seksualna u kobiet. Ponadto, nawet dokładne określenie dni niepłodnych na podstawie trzymiesięcznych pomiarów ciepłoty ciała kobiety niczego nie gwarantuje, gdyż tak czy inaczej stały dla każdej kobiety rytm owulacyjny ulega zaburzeniu w ciągu co najmniej trzech miesięcy po poronieniu, w ciągu roku po porodzie i po przekroczeniu czterdziestego roku życia, gdy kobieta zaczyna wchodzić w okres przedklimakteryczny. Metoda ta nie nadaje się także dla młodych małżeństw, gdyż one, co rozumie się samo przez się, chcą współżyć bez żadnych ograniczeń czasowych, a kto wie, czy także nie przestrzennych. Dodatkowo w początkowych latach małżeństwa występują u kobiety duże wzruszenia seksualne, a one z kolei mogą spowodować dodatkową owulację. Metoda kalendarzowa zatem, jakkolwiek bardzo rozpowszechniona, nie stanowi właściwie żadnej metody.[1]
Swego rodzaju kontrowersje budzi podanie do wiadomości czytelników zgoła nieprawdziwej informacji, z którą spotkamy się zresztą także u innych pisarzy oświeconych, jakoby silne wzruszenie emocjonalne mogło być przyczyną wystąpienia dodatkowej owulacji w cyklu. Otóż rozpowszechnianie tego rodzaju kłamstw na temat fizjologii ciała kobiety sugeruje, że autorom wcale nie chodzi o dobro kobiet, lecz że mają oni w tym jakiś inny, ukryty cel.
[1] Por. M. Wisłocka, Sztuka kochania Iskry, Warszawa 1985, s. 240 – 242.
Myślę, że badania Wisłockiej nie musiały być niewiarygodne, ale na pewno zostały źle zinterpretowane.
OdpowiedzUsuńJest założenie, że zbadane cykle były prawidłowe. Jak wtedy definiowano prawidłowość cyklu? Zazwyczaj pewnie poprzez jego długość, zatem pewnie miały 26-35 dni. Podejrzewam, że mogło tak być, że skok LH wystąpił na początku, w środku lub pod koniec tych cykli.
Może jednak było jakieś inne kryterium prawidłowości?
Najważniejszym wnioskiem z badań jest to, że owo dzielenie cyklu na pół jest postępowaniem bezwartościowym, nie pozwala na prawidłowe oszacowanie okresu płodnego i należy wrócić do znacznie bliższych prawdy zasad Ogino i Knausa lub użyć objawów płodności.
Wisłocka zawarła gorącą pochwałę kapturków dopochwowych, które uważała za metodę 100% skuteczną w połączeniu ze środkiem plemnikobójczym, w książce "Miłość bez lęku". Wszelkie nieplanowane poczęcia tłumaczyła nieprawidłowym stosowaniem doskonałej metody, tj. nieużywaniem ich poza okresem płodnym, niestosowaniem kremu, zbyt szybkim wyjęciem. Jak wyjaśniała nieplanowane poczęcia, do których doszło w okresie rzekomo niepłodnym wg kaledarzyka? Wyłącznie wystąpieniem dodatkowej owulacji, której nie da się przewidzieć.